R3188-137 Studium biblijne: Cierpiąc jako chrześcijanie

Zmień język

::R3188 : strona 137::

Cierpiąc jako chrześcijanie

— Dz. Ap. 21:30-39 — 3 MAJA —

„Jeźli ktoś cierpi jako chrześcijanin, niech się nie wstydzi” – 1 Piotra 4:16

Gdy apostoł Paweł i jego towarzysze przybyli do Jerozolimy, zostali serdecznie przyjęci przez braci – otrzymali dalszą manifestację tego samego miłującego braterstwa, jakie zauważyliśmy w poprzedniej lekcji. Zgromadzenie zostało zwołane aby Apostoł mógł złożyć ogólny, publiczny raport i oddać we właściwe ręce fundusze złożone na biednych przez zbory nawróconych z pogan. Niektórzy z Apostołów widocznie mieszkali jeszcze naonczas w Jerozolimie, a „Jakub, brat Pański”, był w pewnym znaczeniu przewodnikiem, czyli głównym mówcą. Tradycja podaje, że wszyscy Apostołowie ostatecznie rozeszli się w różne strony, głosząc Ewangelię – Andrzej do Sycylii, Juda do Asyrii, Tomasz do Persji i Indii, Piotr do Babilonu i Rzymu. Wnosimy jednak, że do owego czasu pozostawali jeszcze w Jerozolimie, ponieważ Paweł zdawał się być przywódcą pracy prowadzonej pomiędzy poganami. Być może, iż jego raport o Boskich błogosławieństwach w tej pracy oraz późniejsze prześladowanie w Jerozolimie, pobudziły innych Apostołów do udania się na inne pola służby.

Wydarzenia naszej lekcji miały miejsce około dwanaście lat przed, zburzeniem Jerozolimy, a mniej niż sześć lat przed rozpoczęciem się partyjnych walk i anarchii, która doprowadziła do zburzenia świętego miasta. Jest prawdopodobnym, że w słusznym czasie Apostołowie przypomnieli sobie napomnienie Pańskie, że ewentualnie będą musieli uciec z Jerozolimy, zanim miasto zostanie otoczone wojskiem i ucieczka będzie niemożliwa. Obecnie żyjemy w czasie gdy za kilka lat ma nastąpić zburzenie kościelnictwa; nie powinniśmy się więc zdziwić, gdyby gorzkość i sprzeciwy wobec teraźniejszej prawdy stawały się coraz jawniejsze i gwałtowniejsze, utrudniając przez to naszą pracę pomiędzy tymi, co mienią się być ludem Bożym obecnie i zmuszając nas do udawania się więcej do tych, co mniej chlubią się swoją wiernością ku Bogu.

Apostołowie i bracia w Jerozolimie byli w zupełnej sympatii z apostołem Pawłem, chociaż umysły ich widocznie nie uchwyciły tak wyraźnie tego faktu, że zburzoną została „średnia ściana,” która przed tym przedzielała żydów od pogan; ani też nie zrozumieli tak dobrze jak on, że zakon był tylko pedagogiem, czyli nauczycielem, sługą aby zaprowadzić ich do Chrystusa – do Jego szkoły. W praktyce bracia Jerozolimscy jakoby mówili Apostołowi: Najzupełniej zgadzamy się z tobą i z chwalebną pracą, jaką prowadzisz; sprawdzamy Boskie błogosławieństwo nad tą pracą i uznajemy prawdziwie chrześcijańskiego ducha w braciach, którzy z tobą przyszli, jako przedstawiciele pracy ewangelicznej pomiędzy poganami. Ty jednak wiesz jak wielki sprzeciw istnieje tu; jak wielką jest nienawiść żydów i oni słyszeli o tobie. Żydowie przybyli z Efezu, Koryntu i z innych miejscowości, widocznie źle zrozumieli niektóre rzeczy przez ciebie nauczane, lub też źle przedstawili twoje nauki. Zdaje się im, że ty jesteś nieprzyjacielem zakonu, podczas gdy my wiemy, iż ty wierzysz, że „zakon jest sprawiedliwy, święty i dobry,” a także iż ma w sobie wiele rzeczy będących cieniem lepszych rzeczy przyszłych. Przeto teraz, na odparcie tych ich błędnych mów i na dostarczenie wyraźnej lekcji niektórym braciom nie dosyć mocnym pod tym względem, oraz dla dobra takich, których staramy się zainteresować Ewangelią Chrystusową, proponujemy coś tobie i tym braciom; to jest, abyście udali się do świątyni i wzięli udział w niektórych nabożeństwach i ceremoniach tam się odbywających; aby przez to mogli wszyscy poznać, że ty nie lekceważysz Mojżesza, Zakonu i Świątyni, i aby te złe mowy i oszczerstwa mogły być powstrzymane. Mamy tu trzech braci, którzy uczynili pewien ślub Panu, zwany ślubem Nazarejstwa, radzimy więc, abyś okazał swoją sympatię z nimi i z ich obrządkiem, działając jako ich poręczyciel i dostawca ofiary, jaką o|ni według zakonu muszą ofiarować itd. W taki sposób będziesz z nimi widziany, przy sprawowaniu pewnych ceremonij, przez około tydzień czasu, w kościelnym przedsionku zwanym przedsionkiem Niewiast i wierzymy, że wyniknie z tego dużo dobrego i zapobiegnie dużo nieporozumieniom.

Możemy sobie łatwo wyobrazić, że tak śmiały obrońca prawdy w obcych krajach, jakim był Paweł, nigdy by nie obrał takiego sposobu postępowania z własnego pomysłu i że gdy rada ta była mu przedstawiona, przyjął ją bez entuzjazmu. Ponieważ jednak było to radą Apostołów i braci wogóle – zdawało się być dla ich dobra i, według ich mniemania, dla dobra ogólnej sprawy, Apostoł ustąpił od swego zdania. Nie potrzebujemy przypuszczać, że on przychylił się do czegoś, co było złem, lecz łatwo możemy sobie wyobrazić nasuwające się niejednemu pytanie: Czy nie byłoby to grzechem dla Apostoła, lub jakiegokolwiek chrześcijanina, uczestniczyć w ofiarach zakonnych? Czy wszystkie te ofiary nie zostały usunięte przez Chrystusa i czy odtąd nie były one obrzydliwością i świętokradztwem w oczach Bożych?

Odpowiadamy: Nie, wcale nie. Ofiary wskazujące na Chrystusa i które On wypełnił, nie były już więcej właściwe, lecz ofiary składane przez Nazarejczyków w łączności z ich ślubami, nie przedstawiały ofiary Chrystusowej, a raczej poświęcenia się i ofiary ludu, co w pozafigurze będzie mieć miejsce w Tysiącleciu. Nie było więc grzechem ze strony Apostoła przyłączyć się do tej procedury; wątpimy jednak aby to był mądry sposób postępowania. Mniemamy, że było to przesadnym uznawaniem powagi świątyni i jej nabożeństw, gdy zaś naonczas zapoczątkowaną już była prawdziwa świątynia; albowiem Kościół Chrystusowy jest pozafiguralną Świątynią, w której Bóg zamieszkał przez Swego ducha, od dnia Pięćdziesiątnicy. Chociaż nie jest to powiedziane, gotowi jesteśmy wnosić, że apostoł Paweł, jak i wszyscy z nim złączeni w tej sprawie, zajęli później odmienny pogląd; a mianowicie, że był to kompromis, który chociaż nie grzeszmy, był jednak niekorzystny i nie dający żadnej zasługi tym, co go próbowali. Być może, iż lekcja taka była potrzebna Apostołom i zborowi w Jerozolimie, aby nauczyli się być odważniejszymi w ogłaszaniu prawdy – aby mniej obawiali się żydów i odważniej głosili Chrystusa i nowy obrządek w Jego krwi – lepsze ofiary, lepsze śluby itd.

Gdy Apostoł i ci bracia (którzy z urodzenia byli żydami lecz rozpoznali figuralne rysy zakonu i oceniali pozafigurę tychże) byli zajęci spełnianiem figuralnych, czyli symbolicznych obrządków, żydzi rozpoznali Pawła i jednego z jego towarzyszy i zostali ogromnie podnieceni mniemając, że Apostoł zamierzał uczynić coś wprost przeciwnego temu, co on i zbór w Jerozolimie w rzeczywistości zamierzali; to jest, że zamierzał zdyskredytować zakon i splugawić świątynię przez pogwałcenie jej świętych obrządków. Podniecone okrzyki wnet zwabiły gromady ciekawych, chociaż, na podobieństwo zbiegowiska w Efezie, „większość ich nie wiedziało dlaczego się zbieżeli.” Wiedzieli tylko, że ich wodzowie byli ogromnie oburzeni na apostoła Pawła i mniemali, że powinien być zabity. Paweł został wywleczony z kościoła, po czym wielkie drzwi bramy zwanej Piękną zostały zamknięte – aby dalsze rozruchy i możliwy rozlew krwi nie miały miejsca w poświęcanym obwodzie świątyni. Wieża Antoniusza była blisko przedsionka świątyni i w zamku tym stacjonowani byli żołnierze rzymscy – widocznie kilka set ich, ponieważ każdy setnik był komendantem, czyli kapitanem nad stu żołnierzami. Wrzawa rozruchu zwabiła całe to wojsko, które okazało się na czas aby uwolnić Pawła od jego wrogów, którzy go bili.

Główny kapitan, Klaudiusz Lizjasz (Dz. Ap. 23:26), zaaresztował Pawła i kazał go łańcuchami przywiązać do dwóch żołnierzy rzymskich – w podobieństwie jak obecnie niekiedy przykuwają więźnia kajdanami do ręki policjanta. Każdy żołnierz rzymski nosił z sobą, jako część zwykłego ekwipunku, żelazny łańcuch i skórzaną obrożę, na takie właśnie wypadki aresztowania. Gdy to wiązanie Pawła łańcuchem, według proroctwa Agabusowego, było w toku, Lizjasz wywiadywał się o Pawle i o jego przestępstwie, które wywołało takie wzburzenie pomiędzy tymi ludźmi religijnymi. Jako poganin, on niezawodnie mniemał, że taką wrzawę podczas religijnego nabożeństwa wywołać musiał jakiś bardzo zły uczynek, świętokradztwo, rabunek lub zamach na czyjeś życie. A ponieważ z różnych okrzyków i sprzecznych zarzutów, czynionych na Pawła przez rzeszę, niemożliwym było .rozsądzić sprawy, Lizjasz kazał go zaprowadzić do więzienia.

Jest prawdopodobnym, że hetman Lizjasz miał bardzo małą znajomość języka używanego przez żydów, który był hebrajski albo syraicki, podczas gdy on władał językiem greckim. Wiedząc o tym apostoł Paweł przemówił do niego po grecku i tak udolnie, że wprowadził hetmana w wielkie zdziwienie. Z podanego opisu zdaje się wynikać, że Lizjasz wziął Pawła za jakiegoś egipcjanina, który podobne rozruchy wywołał raz przedtym. Prośbą Pawia było aby hetman zezwolił mu przemówić do ludu, znajdującego się w wielkim wzburzeniu i wołającego: „Zgładź go!” Myślał widocznie, że uda mu się naprawić to złe wrażenie rzeszy i uspokoić ją. W każdym razie nie chciał stracić tej okazji na ogłoszenie Ewangelii Chrystusowej.

Bóg wpłynął na serce Lizjasza aby zezwolił Pawłowi przemówić. Lud, widząc że hetman zezwala więźniowi przemówić do nich, ze schodów wiodących do pałacu, uciszył się zupełnie. Była to więc najwspanialsza sposobność do przedstawienia Chrystusa wielkiej gromadzie rzekomo pobożnych ludzi – uczęszczających do świątyni. Niezawodnie w tłumie tym znajdowały się niektóre ziarna „pszenicy,” chociaż w ogromnej większości były to „plewy.” Słowa Apostoła miały być błogosławieństwem dla pszenicy, a dla drugich miały być próbą, dowodem i demonstracją, że ziarna prawdy nie mieli w swych sercach, chociaż posiadali zewnętrzne pozory chwalców prawdziwego Boga.

Warto tu zauważyć, że Apostoł nie zezwolił żadnej sposobności przejść bez uczynienia wszystkiego, na co było go stać, ku uwielbieniu Pana i głoszeniu prawdy. Większość z nas byłaby prawdopodobnie tak podniecona tym wydarzeniem i sińcami otrzymanymi z pobicia, że zapomnielibyśmy o tej najważniejszej pracy nam powierzonej i może nie bylibyśmy wcale skłonni wykorzystać taką okazję na wydanie świadectwa ku chwale Pana i ku otworzeniu ócz któregokolwiek z naszych prześladowców. Nauczmy się więc tej lekcji; bądźmy zawsze gotowi, w czas czy nie w czas, o ile to tyczy się (naszych wygód i uczuć, jeżeli tylko zauważymy sposobną chwilę do głoszenia prawdy drugim. Apostoł dał nam tu ilustrację swej dorady Tymoteuszowi: „Każ Słowo Boże, nalegaj w czas albo nie w czas” (2 Tym. 4:2). Był to dobry czas dla owej gromady żydów, ponieważ byli tam licznie zebrani i uwaga ich była pilnie skierowana na Pawła. Gdyby on miał wzgląd na własną wygodę, to z pewnością powiedziałby, że nie był to wcale dla niego odpowiedni czas do kazania – że nie znajdował się w odpowiednim do tego stanie, że jego nerwy były podrażnione a ciało pobite i pokryte sińcami. Mając jednak na względzie tak sposobną okazję, nie schraniał się. Okazał w tym ducha naszego Mistrza, co do którego sarn radzi abyśmy go posiadali, gdy mówi, że jako Chrystus umarł za nas, my również powinniśmy wydawać życie za braci – w czas czy nie w czas, na ile to tyczy się naszej wygody.

W kilku dobrze dobranych słowach Apostoł opowiedział ludowi niektóre z własnych doświadczeń: że na podobieństwo ich, on również był kiedyś przeciwnikiem Jezusa i prześladowcą wszystkiej naśladowców Pana. Następnie powiedział w jaki to cudowny sposób został nawrócony z tej drogi i doprowadzony do rozpoznania Jezusa z punktu zapatrywania Słowa Bożego, zakonu i Proroków; jak w zupełności został przekonanym, ze Jezus był prawdziwie „Barankiem Bożym gładzącym grzech świata,” wybawicielem, jaki przyjść miał z Syjonu i przez którego błogosławieństwo spłynąć miało na wszystkich przyjmujących Jego poselstwo. Następnie powiedział im coś takiego, co powinno rozradować ich serca, a mianowicie, że Bóg posyłał go jako posłańca do pogan, aby i oni, przez usłyszenie Ewangelii, mogli dostąpić Boskiej łaski, tak samo jak żydzi. Jednakowoż serca ich były tak przepełnione złością i samolubstwem, iż sama wzmianka o Boskiej łasce i miłosierdziu dla innych, mocno ich podrażniła. Słuchali go spokojnie i z wielkim zainteresowaniem aż do tego punktu, lecz na tę wzmiankę rozbudziło się ich całe uprzedzenie i złość, że człowiek ten śmiał twierdzić i uczyć, iż poganie mogli dostąpić od Boga takiej samej łaski jak uprzywilejowani od Niego żydzi. Zaczęli więc krzyczeć przeciwko niemu, prawie tak samo jak krzyczano przeciwko naszemu Panu: „Zgładź z ziemi takiego; bo nie słuszna aby miał żyć”; a gdy tak wołali, miotając swe szaty, rzucając proch na powietrze i wymachując rękami, zrobili z siebie bardzo szalone i brzydkie widowisko.

Rzymski hetman, nie znając języka hebrajskiego, widocznie nie rozumiał przemówienia Apostoła; wnioskował więc, że jeżeli po chwilowym tak spokojnym słuchaniu, lud naraz wybuchnął tak głośnym oburzeniem na słowa tego człowieka, to musiał on wypowiedzieć coś bardzo złego, bo inaczej słowa jego nie rozbudziłyby takiej pasji i złości w ludziach religijnych. Rozkazał więc ubiczować Pawła, aby przez to zmusić go do prawdziwego wyznania jego różnic z żydami.

Sprawy mają się podobnie i dziś, chociaż na nieco innym poziomie. Obcy lub światowy człowiek, słysząc niektórych sekciarskich chrześcijan, wygadujących na takiego, co głosi prawdziwą Ewangelię Chrystusową, gotówby pomyśleć, że dane poselstwo musi chyba zawierać w sobie coś bardzo złego, coś ohydnego, bo inaczej nie drażniłoby tak ludzi mających na zewnątrz tak znaczny „kształt pobożności.” A gdyby, na podobieństwo rzymskiego hetmana, dane było zezwolenie do przemówienia i przedstawienia prawdy w ich uszach, oni nie mogliby zrozumieć – to znaczy „świat, w mądrości swej, nie zna Boga,” nie zna Jego planu, nie rozumie języka Jego Słowa – jest ono w innym języku aniżeli oni używają. Jeżeli po naszym przedstawieniu prawdy, oni zauważą gorzką opozycję przeciwko prawdzie ze strony nauczycieli religii – ze strony nowoczesnych nauczonych w Piśmie, Faryzeuszów i doktorów teologii – to nie powinniśmy dziwić się, że ludzie tacy przechylą się na stronę przedstawicieli popularnej teologii, wnosząc, że ponieważ prawdziwa Ewangelia, uznawana i kazana jest przez tak mało, a zwalczana przez tak wielu i to ludzi wpływowych, więc z konieczności musi ona zawierać w sobie coś bardzo złego.

Mimo to jednak należy nam wziąć Apostoła za przewodnika i wiernie wykorzystać każdą sposobność przyświecania naszym światłem, chociażby to wznosiło gorzką opozycję, prześladowanie i uprzedzenie ze strony tych, co są w ciemności. Ciemność nienawidzi światłości, ponieważ jest przez nią strofowana, jest wyjaśnieniem naszego Pana.

Nic tak nie drażniło Faryzeuszów i nauczonych w Piśmie dziewiętnaście stuleci temu jak logiczność prawdziwej Ewangelii. Lud zwykły chętnie jej słuchał, o ile nie był podburzony przez religijnych przywódców i doprowadzony do wątpienia i niewierzenia każdemu uczącemu inaczej niż oni. Przywódcy byli przeciw tym, co głosili Ewangelię; „gniewali się iż oni (Apostołowie) nauczali lud.” Utrzymywali, że nauczać mogli tylko oni – Faryzeusze, nauczeni w Piśmie i wodzowie, a zwykły lud powinien tylko iść za nimi na ślepo, bez pytania się o jakiekolwiek dowody, lub o „tak mówi Pan,” dla ich wiary.

Nasz złoty tekst dobrze pasuje do tej lekcji. Doświadczenia Pawła ilustrują to – on cierpiał jako chrześcijanin, ponieważ był wiernym Panu i Jego Słowu. On nie cierpiał za to, że usłuchał rady braci i poszedł do świątyni; albowiem nienawiść, jaką pałali jego wrogowie przeciwko niemu, objawiłaby się tak czy inaczej i godziliby na jego życie, tak jak to czynili przy poprzednich okazjach. Widzimy jednak w tym wydarzeniu, że próba Apostołów aby rozbudzić dobre wrażenie do Pawła i jego pracy pomiędzy poganami, zawiodła i prawdopodobnie sprawę aresztowania Pawła itd. spowodowała prędzej aniżeli uczyniłby to jaki inny sposób postępowania.

Apostoł nie wstydził się tych cierpień, ponieważ rozumiał, że ponosił je dla Chrystusa. Każdy człowiek czułby się i powinien by czuć się wielce zmartwionym gdyby został publicznie zaaresztowanym i uwięzionym za oszustwo lub za pogwałcenie jakiegoś prawa; lecz gdy rzeczy te są doświadczane i gdy wiemy, że spotyka nas to za naszą wierność Panu, za naśladowanie Go, to możemy radować się z rzeczy, które w innych okolicznościach byłyby haniebne i wstrętne.

Jeżeli tedy, w Boskiej opatrzności, zaaresztowanie, uwięzienie lub biczowanie przyszłoby na kogoś czytającego niniejszy artykuł i jeżeli cierpienia te wprost lub pośrednio byłyby wynikiem jego wierności Panu i prawdzie, to niechaj nie wstydzi się ale chwali Boga w tej mierze, radując się iż poczytanym został godnym cierpieć dla imienia Chrystusowego, pomnąc, że tak właśnie działo się z Panem naszym Jezusem. Był On zaaresztowanym, był związanym, ubiczowanym, publicznie zelżonym, a nawet ukrzyżowanym jako bluźnierca przeciwko Bogu – 1 Piotra 4:16.

Inną lekcję, jakiej możemy się z tego nauczyć, jest aby nie ufać za mocno głosowi tłumów i gdy zauważymy rzesze wznoszące przeciwko komuś okrzyki słowem lub drukiem, nie powinniśmy tego przyjmować zbyt pochopnie. Powinniśmy pamiętać doświadczenia naszego Pana Jezusa, jak i doświadczenia Pawła i innych Apostołów, jak to rzesze wołały: „Zgładź ich!” Chrześcijanin, którego umysł uwolnionym został od uprzedzeń, jest lepiej przygotowanym do mądrego rozsądzania wszystkiego cokolwiek z właściwością podchodzi pod jego obserwację lub krytykę. A gdyby sam przechodził podobne doświadczenia, będzie do tego leszcze lepiej przygotowanym.

====================

— 1 maja 1903 r. —