R3144-41 Studium biblijne: „Wiedza nadyma, ale miłość buduje”

Zmień język

::R3144 : strona 41::

„Wiedza nadyma, ale miłość buduje”

— 1 KorYNTIAN 8:1-33 — 15 LUTEGO —

„Naśladujmy tego co należy do pokoju” – Rzym. 14:19

Około trzy i pół lat po opuszczeniu Koryntu Apostoł Paweł napisał do wiernych w tym mieście swój pierwszy list, w którym niniejsza lekcja jest jednym z ważniejszych tematów. Na pierwszy rzut oka mogłoby się zdawać, że nie było potrzeby brać pod dyskusję takich kwestii jak wolność religijna i właściwość lub niewłaściwość jedzenia mięsa ofiarowanego bałwanom; lecz Apostoł Paweł poruszywszy ten przedmiot w naszej lekcji, wyprowadził z tego wartościową lekcję względem ogólnych zasad, która jest dla Kościoła tak ważną teraz jak była wówczas, i może być zastosowana do różnych spraw.

Niektórzy ze zgromadzenia w Koryncie widocznie uczynili znaczny postęp w znajomości i przyszli do przekonania, że ponieważ bałwan nic nie jest, więc mięso ofiarowane temuż bałwanowi nie może być w żadnym znaczeniu tego słowa uszkodzone. Mimo to jednak na konferencji Apostołów w Jerozolimie zostało zdecydowanie i w szczególny sposób zalecone Kościołowi w Antiochii i wszystkim Chrześcijanom nawróconym z pogan, aby wstrzymywali się „od rzeczy (mięsa) bałwanom ofiarowanych” (Dz. Ap. 15:29). Niektórzy bracia w Koryncie twierdzili, że nie mogło być grzechem jeść takie mięso, jeżeli sumienie tego, co to czyni nie zostało pogwałcone. Tak rozumując dochodzili do konkluzji, że napomnienie Apostołów nie było prawem dla Kościoła, a tylko doradą i w dalszym ciągu używali swej wolności – jedli mięso ofiarowane bałwanom, mniemając, prawdopodobnie, że w ten sposób okazują nie tylko chrześcijańską wolność, ale także ich lekceważenie bałwanów.

Będziemy mogli lepiej sympatyzować z ówczesnymi Chrześcijanami, gdy uprzytomnimy sobie, że oni codziennie znajdowali się w styczności z pogańskimi sąsiadami, którzy zapraszali ich na różne uczty, zabawy, wesela itp., gdzie na pewno byli raczeni potrawami, które były ofiarowane bałwanom i z tego powodu były uważane za lepsze. Nie jeść takich potraw, w podobnych okolicznościach, byłoby zniewagą dla ich przyjaciół i ośmieszaniem samych siebie. Niektórzy z braci byli zdania, że mogą spożywać takie potrawy bez żadnej szkody dla swego sumienia, a jednocześnie mogli pokazać swoim pogańskim sąsiadom, że nie byli fanatykami i bigotami, lecz zdrowo myślącymi – albo też, prawdopodobnie, tłumaczyli im tę sprawę słowami: „Wasz bóg i tak nic nie jest, więc mięsa uszkodzić nie może” (1 Kor. 8:4).

Apostoł zaznaczył, że większość z wierzących mieli tę umiejętność, że jakikolwiek bałwan z drzewa lub z kamienia, nie będąc żadnym bogiem, nie mógł w żadnym znaczeniu ani stopniu ulepszyć lub uszkodzić pokarmu; lecz taka znajomość nie koniecznie dowodziła większego wzrostu uduchowienia. Maleńka odrobina mydła może wytworzyć wielką bańkę mydlaną; podobnie mała stosunkowo umiejętność może niejednego znacznie nadąć, bez żadnej stałości charakteru. Przeto Apostoł wykazuje, że lepiej jest, aby przeciętny chrześcijanin mierzył samego siebie raczej według swego wzrostu w miłości, a nie w samej tylko znajomości – chociaż, ma się rozumieć, idealnym i pożądanym stanem byłoby, aby być dobrze rozwiniętym tak w znajomości, jak i w miłości. Tę samą lekcję Apostoł wyraził nieco dalej, gdy powiedział: „Choćbym miał wszelką umiejętność, a miłości bym nie miał, nic mi to nie pomoże” (1 Kor. 13:2, 3). Umiejętność bez miłości byłaby szkodliwą, a kto twierdziłby inaczej, dowodziłby tym samym, że prawdziwej umiejętności mu brak – lecz – mówi dalej Apostoł – „lecz jeśli kto miłuje Boga, ten jest wyuczony od Niego” (1 Kor. 8:3) – zaznajomiony z Nim. Możemy mieć znaczną miarę umiejętności a jednak nie znać Boga i nie być znanymi, czyli uznanymi od Niego; lecz żaden nie może rozwinąć w swoim charakterze prawdziwej miłości, bez osobistej znajomości Boga i bez otrzymania ducha miłości przez prawdziwą społeczność z Nim. Stąd otrzymanie miłości na pewno zbuduje nas statecznie (o ile unikać będziemy pychy) we wszystkich owocach ducha, włączając cichość, łagodność, cierpliwość, wytrwałość, braterską uprzejmość, umiejętność, mądrość z góry pochodzącą i ducha zdrowego rozsądku.

Położywszy te najpierwszą podstawę, Apostoł rozwija na niej dalsze argumenty i wykazuje, że chociaż prawdą było to, co niektórzy twierdzili, iż bałwan nie mógł zaszkodzić pokarmom, to jednak u Chrześcijan miłość musi mieć ostatnie słowo w podobnych sprawach. Miłość, uzyskawszy umiejętność i wolność, będzie się oglądać, aby zobaczyć, jaki wpływ to używanie wolności wywrze na drugich i sprawdzi, że z powodu nierównego stanu w umysłowych zdolnościach, talentach itp., nie wszyscy mogą dosięgnąć do tego samego poziomu umiejętności i pojmowania zasad. Przeto miłość zabroni używania umiejętności i wolności, jeżeli zauważy, że używanie takowych przynosiłoby szkodę drugim.

Prawda, że jest tylko jeden Bóg, przeto bałwany nic nie znaczą, jednakowoż uznawanie bałwanów za bóstwa wyryło się tak głęboko na umysłach wielu, że niemożliwym byłoby dla nich wyzbyć się zupełnie wszelkiego poważania dla bałwanów – niemożliwym byłoby dla nich jeść mięso ofiarowane bałwanom i nie odczuwać, że w jakimś znaczeniu uczynili źle, że się zmazali lub zaszkodzili sobie tą nie świętą społecznością. To samo stosowałoby się także do pokarmów ofiarowanych ciałom niebieskim czczonym jako bóstwa – jak słońce, księżyc i gwiazdy.

Umiejętność jest korzystna; ona uczy nas, że „my mamy jednego Boga Ojca” (1 Kor. 8:6), z którego, jako z pierwszej przyczyny czyli Stwórcy, powstały wszystkie rzeczy, włączając nas samych; oraz że mamy jednego Pana, Jezusa Chrystusa przez którego zostały przyprowadzone do egzystencji wszystkie rzeczy a także i my. Umiejętność, która dopomogłaby nam rozpoznać jasno tę sprawę, z pewnością, że byłaby korzystną. Jednakowoż niektórzy z braci nie mogli jasno rozumować według tej podstawowej zasady i tacy mieli pretensję do ich silniejszych braci według prawa miłości.

Musimy na chwilę zatrzymać się na wierszu szóstym, nie dlatego, że język Apostoła jest w jakiejkolwiek mierze niejasny, ale z powodu, iż on przeciwnik zawsze stara się przekręcać Pisma, na opak je przedstawiać i w ten sposób zwodzić Pańskie stadko. Mamy tu na myśli znaną dziś fałszywą naukę, która twierdzi, że orzeczenie: „Mamy jednego Boga, z którego jest wszystko”, znaczy, iż wszelki grzech, wszelka nieprawość itp., są z Boga, są Jego bezpośrednim dziełem, że Bóg jest ich autorem, czyli źródłem. Zapewne, że ze strony takiego, co zakosztował dobrego Słowa Bożego i stał się uczestnikiem Ducha Świętego, byłoby bluźnierstwem przypisywać Bogu zło, które całe Pismo Święte zgodnie potępia i które Bóg zniszczy „w słusznym czasie”, jak to Sam w Swoim Słowie zapewnia. Pismo Święte jest wyraźne w swoim orzeczeniu, że „wszystkie drogi Jego są sprawiedliwe”, że „Bóg nie jest powodem nieporządku”, że „Bóg nie może być kuszonym we złem, a sam nikogo nie kusi” ani nie przechyla się na stronę błędnego mniemania, iż zło może być czynione, aby dobro z tego wyszło (5 Moj. 32:4; 1 Kor. 14:33; Jak. 1:13; Rzym. 3:8; 1 Piotra 3:11,12). Zgodnie z oświadczeniem, iż wszelkie jego dzieło jest doskonałe, Bóg stworzywszy Szatana istotą doskonałą, podobnie jak i nasz rodzaj był doskonały reprezentowany w Adamie, nie przeszkodził tym wolnym przewodom moralności obrać drogę grzechu po pogwałceniu Jego przykazań. Jego mądrość i moc są takie, że ostatecznie On sprowadzi błogosławieństwo wszystkim, którzy nie sympatyzują ze złem, lecz samo zło, a nawet „wszystkich niepobożnych wytraci” (Ps. 145:20).

Apostoł, prowadząc dalej swoją argumentację wykazuje, że przyjemnymi Bogu nie czyni nas jedzenie pewnych pokarmów, ani też nie czyni tego wstrzymywanie się od pokarmów. Nasza społeczność z Bogiem jest jako nowych stworzeń; jest to społeczność serca, a błogosławieństwo, jakim Bóg nas darzy jest jako nowo spłodzonych dziatek – nie ku rozwojowi ciała, ale ku rozwoju ducha i serca, które zostaną w zupełności udoskonalone przy zmartwychwstaniu.

Prawda, że „jeśli was Syn wyswobodzi, prawdziwie wolnymi będziecie” (Jana 8:36) i wszyscy mamy się starać stać „w tej wolności, którą nas Chrystus wolnymi uczynił” (Gal. 5:1); lecz prawdą jest także i to, że potrzeba nam czuwać aby tej wolności nie używać w taki sposób, żeby nie gorszyć drugich, słabszych od nas którzy nie są w stanie używać tej wolności Chrystusowej z odpowiednim rozróżnieniem. Wolność, którą Chrystus czyni nas wolnymi, może być rozumiana w dwojaki sposób: Chociaż mamy wolność jeść bez ograniczeń, czego Żydzi czynić nie mieli, to jednak mamy również wolność wstrzymywać się; a ktokolwiek ma ducha Chrystusowego i stara się naśladować Pana, ten już zobowiązał się używać tej wolności nie na dogadzanie cielesnym pożądaniom, ambicjom i zachciankom, ale w samoofierze, aby naśladować Mistrza i starać się wydawać swoje życie za braci – aby im pomagać. Jak wielce różnią się te dwa sposoby używania wolności! Samolubne używanie jej, znaczy dogadzanie samemu sobie, bez względu na dobro drugich; zaś używanie jej według miłości, pobudza do samoofiary dla dobra drugich.

Zachodzi jednak pytanie: Dlaczego należy tę sprawę tak pojmować? Na jakiej zasadzie zobowiązany jest ktoś, którego sumienie jest czyste, baczyć na sumienie drugiego? Czemu raczej ten ze słabszym sumieniem nie ma sam uporządkować swego sumienia i jeść lub wstrzymywać się od jedzenia, tak jak jemu się zdaje? Apostoł wyjaśnia, że takie coś byłoby dobrem gdyby było możliwym; lecz dodaje, że osoba o słabszym umyśle, o szczuplejszych władzach rozumowania, jest także słabszą pod każdym względem, a przeto łatwo poddaje się pod przewodnictwo innych i w ten sposób osoba taka mogłaby być wprowadzona na ścieżkę, z którą sumienie jej by się nie zgadzało z powodu jej szczuplejszych władz rozumowania, czyli mniejszej umiejętności. Ktoś mógłby jeść mięso ofiarowane bałwanom, lub nawet mógłby zasiąść do uczty w bałwochwalni, bez obrażenia swego sumienia; lecz ten drugi, choć odczuwałby, że takie coś jest złem, mógłby próbować naśladować tego przykładu mocniejszego brata, a czyniąc to gwałciłby swoje sumienie, co byłoby dla niego grzechem. Każde pogwałcenie sumienia, bez względu czy dana rzecz sama w sobie jest dobra czy zła, jest stopniem w kierunku dobrowolnego grzechu – jest drogą pochyłą, odprowadzającą coraz dalej od społeczności z Bogiem i wiodącą do coraz większych pogwałceń sumienia, aż w końcu może doprowadzić do wtórej śmierci. Apostoł przedstawia tę rzecz słowami: „I zginie dla onej twojej umiejętności brat mdły, za którego Chrystus umarł” (1 Kor. 8:11).

Pytaniem nie jest: Czy grzechem byłoby jeść mięso ofiarowane bałwanom? ale: Czy byłoby grzechem przeciwko duchowi miłości (co jest prawem Nowego Stworzenia) czynić coś takiego, co mogłoby okazać się powodem do potknięcia się naszego brata – nie tylko brata w Chrystusie, członka Kościoła, ale nawet współbrata według ciała (bliźniego)? – albowiem Chrystus umarł za grzechy całego świata. Być przyczyną do potknięcia się brata w Chrystusie było by bardzo poważnym przestępstwem prawa miłości i Pańskiego napomnienia (Rzym. 14:13,21; Mat 18:6), lecz byłoby również przestępstwem w oczach Pana gdybyśmy zgorszyli innych – gdybyśmy przeszkodzili im do stania się braćmi i domownikami wiary. Z tego wynika jasno, że chociaż umiejętność może usuwać wszelkie zakazy z naszego sumienia i wszelkie ograniczenia naszej wolności, to jednak miłość, musi najpierw zbadać i dać uznanie wolności, zanim takowa może być użyta. Miłość nakłada na nas stanowcze przykazanie, mówiąc: Będziesz miłował Pana Boga twego nade wszystko, a bliźniego twego jak samego siebie. Przeto nie znajomość ani wolność, ale miłość musi ostatecznie decydować w każdej sprawie.

Zajmijmy nasze stanowisko po stronie Pańskiej i postanówmy, że gdziekolwiek by używanie wolności mogło w jakikolwiek sposób szkodzić drugim, my tej wolności używać nie będziemy, poświęcimy raczej tę naszą wolność dla dobra drugich, tak jak nasz Pan i Odkupiciel wydał wszystko co miał dla naszego zbawienia. Przyswójmy sobie słowa Apostoła, zapisane w ostatnim wierszu niniejszej lekcji i postanówmy raz na zawsze, że cokolwiek byłoby szkodliwym dla brata, tego czynić nie będziemy. Jakiejkolwiek osobistej wolności, bez względu jak słuszną wydawałaby się sama w sobie, używać nie będziemy, gdyby z tego miała wyjść szkoda dla naszego brata; wyrzekniemy się raczej takiej wolności, poświęcimy ją dla jego dobra i w takim stopniu będzie to wydawaniem naszego życia za brata.

Mogą niekiedy zajść okoliczności niewłaściwego stosowania tej zasady. Na przykład, Duchobory (sekta powstała w Rosji. Członkowie tej sekty wyemigrowali do Kanady i dotąd sekta ta istnieje – przyp. tłumacza z 1935 roku), mogliby nam powiedzieć: My uważamy, że złym jest jeść mięso w ogóle, a także jest złym używać skóry ze zwierząt na przyrządzanie obuwia i wy powinniście zastosować się do naszego sumienia w tej sprawie i nie jadać mięsa ani nosić trzewików. Na to odpowiadamy, że to nie jest sprawa podobna do tej, co wyjaśnia Apostoł względem wyrzekania się swej wolności. Przeciwnie, tak Słowo Boże jak i obyczaje społeczeństwa są przeciwne dziwacznym pojęciom tych ludzi i nagiąć się do ich niemądrych pojęć w tej sprawie byłoby utwierdzaniem ich w złym kierunku. Nasze wstrzymywanie się od jedzenia mięsa lub od noszenia trzewików wcale by im nie pomogło do lepszych pojęć, ani też nasze jedzenie mięsa i obuwania się w trzewiki nie miałoby żadnego wpływu na ich sumienie. Inni odczuwają antypatię (odrazę, niechęć) do używania instrumentów muzycznych przy odprawianiu służby Bożej (na zebraniach itp.), tak samo jak kiedyś byli ludzie, którzy sprzeciwiali się temu, aby miejsca zebrań były ogrzane i zaopatrzone w wygodne siedzenia. Tacy mogą niekiedy nadużyć słów Apostoła i twierdzić, że ich sumienia obrażają się o taka wolność braci i że dla ich dobra, wolność ta powinna być drugim ukrócona. Nasza odpowiedź wobec takich musi również być, że oni źle stosują ten argument Apostoła. Myślą Apostoła wcale nie było, aby lud Boży uwzględniał umysłowe zboczenia niektórych, w taki sposób, aby to wychodziło na ogólną szkodę Kościoła; aby duchowe korzyści Kościoła miały być poświęcane dla nich. Mimo to jednak miłość powinna zawsze mieć głos we wszystkich sprawach ludu Bożego; a nawet tacy, co z powodu swej nieumiejętności nastawaliby niewłaściwie na braci, powinni być traktowani z miłością, a ich sprzeciwy itp. powinny być im rozsądnie wyperswadowane. Oni powinni rozumieć, że mają zupełną wolność czynić cokolwiek i wszystko, co Pan od nich wymaga, wstrzymując się od wszelkiego pozoru złego i że ich braciom powinno się pozostawić taki sam przywilej. Jeżeli nie mogą, bez obrażenia swego sumienia, śpiewać pieśni przy akompaniamencie instrumentu muzycznego, to niech milczą, lub niech dane pieśni prześpiewają sobie w domu. Chwalić Boga instrumentami muzycznymi jest zupełnie inna sprawa od jedzenia w bałwochwalni.

Nieco podobna sprawa do tej, o której pisał Apostoł, mogłaby przytrafić się nam obecnie względem uczęszczania na nabożeństwa do kościołów nominalnych, Protestanckich lub Katolickich – włączając także uczestniczenie w „sakramentach”, lub w „mszy”. W podobnych sprawach każdy ma osobistą wolność; każdy powinien być dobrze upewniony w umyśle swoim i postępować według wskazówek swego sumienia. Według naszego pojęcia, uczestniczyć w mszy w kościele Rzymskokatolickim, Greckokatolickim, lub Episkopalnym byłoby o wiele większym przestępstwem aniżeli siedzieć w bałwochwalni i spożywać pokarmy ofiarowane bałwanom; ponieważ msza jest szczególniejszą obrzydliwością przed Panem (Żyd. 7:25; Żyd. 10:14). Co do uczestniczenia w Wieczerzy Pańskiej, jak ona obchodzona jest przez większość Protestantów ; nie moglibyśmy powiedzieć, aby to samo w sobie było szkodliwym. Ci, co biorą w tym udział mogą rozumnie uwielbiać i czcić Boga w ten sposób, choćby nawet według Pisma Świętego zrozumieli niewłaściwość tego obrządku. Mniemamy jednak, że regularne uczestniczenie w nabożeństwach Babilonu w ich mylnym objaśnianiu Wieczerzy Pańskiej byłoby niekorzystnym a nawet szkodliwym dla naszego duchowego rozwoju i groziłoby także potknięciem dla słabszych. Przeto naszym określeniem tej sprawy jest, że choć z jednej strony nie odczuwamy takiego ograniczenia, aby obawiać się wejść do nominalnego kościoła, aby tam usłyszeć kazanie, to jednak z drugiej strony nie uważamy za właściwe popierać ich błędy przez regularne uczęszczanie na ich nabożeństwa lub zebrania – chyba, że tylko na takie, które dostarczyłyby nam pełną sposobność przedstawiania prawdy.

Inna ilustracja tej zasady w naszych czasach może być zastosowana do upajających trunków. Nikt chyba nie zaprzeczy, że byłoby rzeczą złą dla kogokolwiek upić się do utraty zmysłów i w dodatku uczynić może szkodę drugim, a na pewno zniesławić swego Stwórcę. Kwestia wolności dotyczy tylko sprawy używania trunków w taki sposób, aby nie zniesławiać Boga i nie czynić szkody sobie lub drugim. Wszyscy wiedzą dobrze o tym, że trunki są niebezpieczną pokusą dla wszystkich, więc naszą radą, dla tych braci, co czują, że mają dość silną wolę do utrzymania się w umiarkowanym używaniu trunków, jest, aby zastosowali do siebie argument Apostoła wyrażony w powyższej lekcji i zadecydowali czy nie mogliby czasem lepiej uwielbić Boga i więcej dopomóc słabszym od siebie, gdyby swej wolności użyli w kierunku zupełnej abstynencji, czyli zupełnie wyrzekli się trunków – zamiast używać ich w sposób umiarkowany.

O ile możemy to zauważyć, pijaństwo jest najpotworniejszym złem trapiącym rodzaj ludzki w obecnym czasie. Wielu jest tak słabych z powodu upadku i dziedzictwa, że wcale nie są w stanie wyzbyć się pijaństwa, gdy raz w nie popadną. Czy więc byłoby za dużo żądać, aby ci, co poświęcili swoje życie Bogu, ku czynieniu sprawiedliwości i ku błogosławieniu drugich – aby zaparli samych siebie w tej sprawie i tym sposobem wyrzekli się pewnych wolności i przywilejów dla dobra braci jak i dla dobra świata w ogóle?

Podobne argumenty mogą być zastosowane do używania tabaki, do grania w karty i do różnych innych pomysłów i narzędzi, przez które on przeciwnik stara się pociągać ludzi do grzechu. Należy zauważyć, że argument ten, jako całość, jest argumentem miłości. W miarę jak wzrastamy w łaskach naszego Pana, w Jego duchu miłości, będziemy nie tylko z radością wyzbywać się wszelkich zmaz ciała, dla naszego własnego dobra i aby być więcej przypodobanymi Panu, ale także starać się będziemy wyzbywać wszystkiego, co mogłoby wywierać zły wpływ na drugich, chociażby to było w takich rzeczach, co do których mielibyśmy zupełną wolność.

Nasz złoty tekst jest tu stosowny – on przemawia do wszystkich, co stali się nowymi stworzeniami w Chrystusie. „Przetoż tedy naśladujmy tego, co należy do pokoju i do społecznego budowania” (Rzym. 14:19) – ku błogosławieniu drugich, a także ku naszemu własnemu błogosławieństwu i zbudowaniu jako nowych stworzeń w Chrystusie; jako członków Jego Ciała.

====================

— 1 lutego 1903 r. —